W życiu
Jagody były dwie duże imprezy rodzinne i kilka mniejszych spotkań. Żadne z nich
jej się nie podobało. Mniejsze spotkania odbywały się w domu, więc nie było
problemu z wyjściem do drugiego pokoju, pocycusiowaniem się w dogodnej dla
obydwu stron pozycji leżącej i ululaniem w łożeczku. Gorzej z tymi większymi.
Jagoda zaliczyła swój chrzest i ślub rodziców. Na chrzcie było w porządku, bo
była malutka i dużą część przespała, ale ślub odbył się kilka dni temu, więc jako
prawie już dorosły, 7-miesięczny dzidziuś postanowiła wszystkim pokazać, że
niezbyt jej się to podoba. Na początek przepłakała całą przysięgę. Dobrze, że
nie braliśmy kościelnego, bo nie wyobrażam sobie słuchania płaczu przez całą,
długą mszę. Życzeń nie słuchałam wcale (wybaczcie mi moi goście!), tylko
myślałam o tym, żeby wziąć ją już na ręce. Kiedy dojechaliśmy do restauracji
(zaprosiliśmy gości jedynie na obiad) myślałam, że się popłaczę. Przede mną
pojawiła się perspektywa kilkugodzinnego uspakajania marudzącego dziecka. Byłam
wściekła na Dzidziusię, na mojego nowego męża, na buty z obcasami do nieba i
ogólnie na wszystko. Nie dziwiłam się córce, bo na jej miejscu też bym nie była
zadowolona. Tyle nowych twarzy, każdy wydaje z siebie jakieś dźwięki, do tego
wszystko dzieje się w jakiejś paskudnej piwnicy i nie da się nawet porządnie
poraczkować. Na szczęście byli dziadkowie i superciocia. Dziadek zabrał na
Wawel, babcia i ciocia na spacer, później drudzy babcia i dziadek znowu na
Wawel i jakoś dało się przeżyć. Rodzice
też byli zadowoleni, bo mogli porozmawiać z gośćmi, zjeść duuuuży obiadek, a
mama nawet pozowała do mini-sesji robionej przez superświadkową (serio, była
genialna!).
Ślub i wszystko obok było naprawdę udane, ale jakbym miała to
robić jeszcze raz to poczekałabym, aż Jagoda skończy dwa lata. Wasze dzieci też
nie znoszą spotkań w większym gronie i zamkniętym pomieszczeniu?
To przyłączam się do życzeń, których nie usłyszałaś:)Wszystkiego co piękne, pachnące, miękkie i niepłaczące!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo!
UsuńWszystkiego najlepszego w małżeństwie:)
OdpowiedzUsuńMoje dziecko uwielbia takie spotkania. Po pierwsze, jest wtedy w centrum uwagi. Po drugie - tyle okazji do brojenia prędko się nie powtórzy... Mój syn ma 15 miesięcy i potrafi już sam zorganizować sobie "zabawę", więc trzeba mieć oczy dookoła głowy.
Właśnie z tego powodu, odkąd mały przestał regularnie sypiać w dzień, przestałam brać go ze sobą na Mszę. Dzieci błyskawicznie się nudzą. Pół biedy, jeśli tylko płaczą. Gorzej, jeśli - tak jak mój synek - umieją już znaleźć sobie własne - niekoniecznie bezpieczne sposoby zabijania czasu.
PS. Nominowałam Cie do Liebster Blog Award. Szczegóły tu:
http://tupot-malych-stopek.blogspot.com/2013/07/liebster-blog.html
Już zaczynam drżeć na myśl o tym, jakie Jagoda będzie miała pomysły :)
UsuńDziękuję za życzenia i nominację :) Jak tylko znajdę chwilkę na pewno odpowiem na pytania :)
Hej hej! Kolejny Libster blog award i ode mnie ;) Gratulacje wielkie a uściski w realu ;) Buźka!
OdpowiedzUsuńZapraszam do wspólnej zabawy!
http://mamyzmaganiainiedomagania.blogspot.com/2013/07/libster-blog-award-po-raz-pierwszy.html
Zajrzałam, poczytałam i od razu przepraszam, że Twój komentarz się u mnie nie pojawił - niechcący go usunęłam [już późno i oczy mi się kleją :/]
OdpowiedzUsuńO ile spotkania w zamkniętym pomieszczeniu mój przeżywa, tak wszelkie stadne zloty rodzinne są eliminowane - irytacja Kosmyka równa się irytacja mamusi...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńWszystkiego najlepszego z okazji ślubu!:) Blog rewelacja, właśnie wzięłam się do czytania:) jesteśmy chyba w podobnym wieku, bo rok temu skończyłam studia:) i K. ma 7 miesięcy:)
OdpowiedzUsuń